Przejdź do zawartości

Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 106 —

Trochę wahającym z początku był Maks Rèal, zwyczajnie jak artysta lubiący wszelkie nadzwyczajności, w końcu jednak i on gotowym był do ugody.
Pozostał więc tylko kommodor Urrican, ale właśnie z nim sprawa stała się najtrudniejsza. Z niesłychaną gwałtownością wybuchnął, wołając, że skoro wybrany został losem do odegrania partyi, więc ją też odegra aż do końca, i albo przegra albo wygra, ale w żadne podziały wdawać się nie myśli...
Wszelkie perswazye i słowa uspokojenia były tylko oliwą dolewaną do ognia. Kommodor rzucał się i krzyczał, gestykulując przytem tak zawzięcie, że trącił niechcący siedzącego obok Toma Crabba, który uważając to za zaczepkę, już podniósł swe pięści, gotując się do walki. Na szczęście John Milner zdołał jeszcze w porę powstrzymać swego boksera, inaczej bowiem przyszłoby do sceny bynajmniej nie pożądanej...
Wobec takiego oporu jednego z „sześciu” cóż znaczyła zgoda pozostałych? A nadto żaden z nich dotychczas nie zwrócił jeszcze uwagi na równie ważną przeszkodę do wszelkich układów między „sześcioma“, że im siódmy przybył współzawodnik, jak to wskazywał dopisek testamentu; a nikt nie wiedział przecież kim był ten, który się ukrywał pod literami X. K. Z.