Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 100 —

— Skoro ty nie chcesz Helu, to ja sama pójdę prosić naszych pryncypałów o urlop dla ciebie — no, i dla siebie również, bo już stanowczo będę ci towarzyszyła aż do sześćdziesiątej trzeciej przedziałki.
— Ależ to istotne szaleństwo — zawołała młoda Polka.
— Przeciwnie, to rzecz bardzo rozumna — odparła Jowita Foley — a ponieważ ty wygrasz te sześćdziesiąt milionów zacnego pana Hypperbone’a...
— Ja?...
— No, naturalnie, nie kto inny tylko ty... i zechcesz mi dać połowę za moje trudy.
— Nie tylko połowę, ale bierz sobie i wszystko...
— Przyjmuję — odpowiedziała Amerykanka z udaną powagą, choć w oczach jej igrała figlarna wesołość.
Oczywiście, pani Katarzyna nie puściłaby swego małżonka samego na te peregrynacye, chociaż wyjazd jej podwajał koszta, nad któremi nie mogła i tak dosyć się nażalić skąpa jej natura.
— Skoro nie jest to wzbronione, pojedziemy oboje, tak będzie lepiej, a nawet bezpieczniej; już w tem moja głowa, żeby nas to jak najtaniej kosztowało — ty tego nie umiesz — tłomaczyła swemu Hermanowi, który nie śmiał