— Ale podobno można napotkać niedźwiedzie w pobliżu skał Orgall!
— Mam strzelbę, a ty doktorze masz pistolet do obrony.
— Ale gdy noc zapadnie, zabłąkamy się w ciemności!
— Nie, gdyż mamy teraz przewodnika, który mam nadzieję, że nas już nie opuści.
— Przewodnika! — zawołał doktór i zerwał się szybko, spoglądając dokoła niespokojnym wzrokiem.
— Tak — potwierdził Niko Deck — a ten przewodnik jest to strumień Nyad. Dość nam będzie iść jego prawym brzegiem, aby się dostać do szczytu wzgórza, w którym ma swoje źródło. To też zdaje mi się, że za dwie godziny będziemy przy bramie zamkowej, jeżeli nie zwlekając puścimy się w drogę.
— Za dwie godziny, Daj Boże, żeby nie za sześć — odpowiedział doktór.
— No, czyś już gotów?
— Już miałbym odpocząć? Ale nie posiedzieliśmy tu nawet kilku minut?
— Mylisz się doktorze, siedzimy już z pół godziny. Czy jesteś gotów do dalszej drogi?
— Tak, łatwo ci to mówić, ale mnie nogi ciążą, jak gdyby były z ołowiu. Ja nie jestem tak wytrwały, jak ty, Niku! Nogi mi popuchły i okrucieństwem jest z twojej strony zmuszać mnie, abym szedł w tej chwili.
Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/72
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 70 —