Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 209 —

została jej przynajmniej dusza i zdolności artystyczne.
Franciszek upajał się także dźwiękiem tego głosu, którego nie słyszał od lat pięciu... Przypatrywał się siostrze, której mniemał, że nie ujrzy nigdy, a tymczasem widzi ją żywą, jakby cud jaki; — wskrzeszono ją przed jego oczyma!
Śpiew Stilli budził w duszy Franciszka bardzo bolesne wspomnienia. Śpiewała bowiem finał z opery Orlando, przy którego końcu niegdyś upadła martwa na scenie. Ale teraz może dokończy pięknej aryi, może głos jej nie zamilknie, jak wtedy, gdy żegnała się z publicznością w teatrze San Carlo...
Franciszek słuchał bez tchu niemal... Zdawało mu się, że życie jego zawisło od tego śpiewu... A tymczasem śpiew dźwięczał szeroko i poważnie, rozbrzmiewając w powietrzu tonami nieporównanej czystości...
Nagle głos zaczął cichnąć... Możnaby mniemać, że Stilla waha się, powtarzając bolesną zwrotkę:

— Chcę umrzeć...

Czyżby znowu miała upaść na estradzie, jak wtedy upadła na scenie?
Nie upadła jednak, lecz śpiew jej przerwał się w tem samem miejscu, na tej samej nucie, jak owego pamiętnego wieczoru w teatrze San Carlo.
Potem wydała okrzyk, okrzyk trwogi, podobny do tego, jaki Franciszek słyszał był w teatrze...