Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 205 —

Dostawszy się na trzecie piętro, nie napotkał już dalej schodów. Widać, że tu kończyły się mieszkalne pokoje wieży; był to więc najwyższy taras, otoczony murem, taras, na którym dawniej powiewał sztandar baronów de Gortz.
W lewej ścianie znajdowały się drzwi zamknięte. Przez dziurkę od klucza przedzierał się promień światła. Klucz tkwił w zamku nazewnątrz.
Franciszek słuchał przez chwilę uważnie, ale z mieszkania nie dochodził szmer żaden. Potem spojrzał przez dziurkę od klucza, lecz dostrzegł tylko lewą stronę pokoju, która była jasno oświetlona, podczas gdy prawą zmrok zalegał. Wtedy ostrożnie obrócił klucz w zamku i otworzył drzwi.
Znalazł się w obszernej komnacie, zajmującej widocznie, całą przestrzeń wieży. Wklęsłe sklepienie, wspierające się na łukach, zbiegało się w pośrodku, tworząc architektoniczną ozdobę. Ściany zdobiły piękne obicia i makaty. Starożytne meble, kredens, stół i fotele stanowiły umeblowanie poważne, lecz nie pozbawione artystycznego smaku. Okna zasłaniały ciężkie firanki, które nie przepuszczały światła na zewnątrz. Podłogę zaściełał gruby kobierzec, który tłumił odgłos kroków.
Całe jednak urządzenie komnaty było jakieś dziwaczne i niezwyczajne. Pierwszą rzeczą, któ-