Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 186 —

dźwięk budził taką trwogę w mieszkańcach Werst, gdy się zapóźnili w wąwozie.
Do tej kaplicy, opuszczonej i wystawionej na wszelkie zmiany ostrego, górskiego powietrza, wszedł w tej chwili jakiś człowiek z latarnią w ręku. Światło latarni oświecało dokładnie jego postać.
Franciszek poznał natychmiast tego człowieka. Był to Orfanik, ów dziwak i odludek, który stanowił jedyne towarzystwo barona Gortza, gdy ten przebywał we Włoszech. Orfanika znali wszyscy z widzenia, gdyż, idąc przez ulicę, machał rękoma i rozmawiał sam z sobą. Uważał się zawsze za człowieka, którego nikt nie rozumie, i ciągle był zajęty poszukiwaniem nowych odkryć naukowych. Teraz bez wątpienia Orfanik oddawał swoją wiedzę na usługi barona Gortza.
Jeżeli Franciszek do tej pory miał jeszcze jaką wątpliwość co do pobytu w zamku barona de Gortz, wątpliwość jego ustąpiła teraz miejsca pewności, skoro ujrzał w kaplicy Orfanika.
Lecz po co ten człowiek przyszedł do tych ruin, w nocy, o tak późnej godzinie?
Franciszek napróżno łamał sobie głowę i nie mógł znaleźć odpowiedzi na to pytanie, tymczasem przypatrywał się ciekawie; baczności jego nie uszedł żaden ruch Orfanika.
Ten ostatni, pochylony ku ziemi, podniósł kolejno kilka żelaznych cylindrów, czy walców, do