Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 176 —

Jeśli w pieczarze zjawi się baron Rudolf de Gortz, a Franciszek byłby go poznał z łatwością, gdyż doskonale zapamiętał rysy jego twarzy, o! wtedy hrabia de Télek zemścić się potrafi.
Nagle kroki przycichły; widać, że idący zatrzymał się w sionce, poprzedzającej wejście do pieczary.
Franciszek stał nieruchomy, oczekując na otwarcie drzwi...
Podwoje nie otworzyły się, tylko poza niemi rozległ się głos dźwięczny i silny, którego tony wydały się czarowną pieśnią dla uszu hrabiego.
Był to głos Stilli, troszkę może słabszy, niż dawniej, ale posiadający te same zalety: dźwięczność, uczucie, zrozumienie sztuki i jakiś czar odrębny, a jemu tylko właściwy.
Stilla śpiewała tę samą tęskną, rzewną pieśń, którą Franciszek słyszał już w sennem marzeniu, gdy drzemał w izbie gospody Jonasza.
Słuchał więc z uniesieniem ślicznej melodyi, czekając rychło-li się drzwi otworzą i ukaże się w nich Stilla, obdarzając go zarazem swobodą...
— Stillo! — zawołał — Stillo!...
Lecz drzwi pozostały zamknięte... Franciszek poskoczył i usiłował je otworzyć. Silne podwoje nawet nie drgnęły.
A tymczasem śpiew cichł w oddali... dźwięki jego słabły... szelest kroków znikał.
Franciszek ukląkł na ziemi, wstrząsając z całych sił zawiasami i kalecząc sobie ręce o ostrze