Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 143 —

stępstw jego wycieczki, lecz zarazem przestrzegał go, aby się nie narażał powtórnie.
— Trzeba to pozostawić władzy i policyi, która potrafi zbadać tajemnicę zamku wśród gór.
Nareszcie młody hrabia pożegnał leśniczego i pogrążony w myślach powrócił do gospody, skąd się nie ruszał przez cały dzień.
O szóstej po południu Jonasz podał mu obiad w wielkiej izbie, gdzie nikt mu nie przerywał samotności.
Około godziny ósmej wieczorem Rotzko rzekł do swego młodego pana:
— Czy panu nie jestem już potrzebny?
— Nie, Rotzko!
— No, to pójdę wypalić fajkę na tarasie!
— Owszem, idź, mój kochany!
Franciszek pozostał teraz sam zupełnie. Nawpół leżąc w fotelu, zwrócił się myślą w przeszłość, a przed oczyma jego wyobraźni zaczęły się przesuwać rozmaite obrazy. Przypomniał sobie ostatnie przedstawienie w teatrze San-Carlo i wrogiego sobie barona de Gortz.
Marząc w ten sposób, Franciszek zaczął drzemać. Znajdował się w tym stanie pół snu, a pół jawy, w którym człowiek słyszy jeszcze każdy szelest i zwraca uwagę na szmery i dźwięki.
Franciszek wiedział, że sam znajduje się w izbie. Wtem nagle usłyszał głos łagodny i dźwięczny. Zerwał się na równe nogi i słuchał uważnie.