Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 128 —

z największą uwagą śpiewu artystów. Śpiew Stilli bardzo mu się podobał. Gdy Franciszek de Télek ujrzał pewnego razu tego człowieka, zachwiał się, poczerwieniał i gniewnie syknął:
— Znowu ta mara!...
Stilla znała tego człowieka z widzenia i, rzecz dziwna, obawiała się go po trosze. Jedynym towarzyszem jego był niejaki Orfanik. W jakim wieku był Orfanik i skąd pochodził, niktby tego nie umiał określić. Wnosząc z jego mowy, gdyż mówić lubił dużo, był on jednym z tych zapoznanych uczonych, których geniuszu ludzie nie umieli ocenić, i którzy z tego powodu nienawidzą świat cały. Musiał to być człowiek zajmujący się odkryciem rozmaitych wynalazków i żyjący kosztem swego bogatego opiekuna.
Orfanik był średniego wzrostu, szczupły i blady. Jedno oko miał zawiązane czarną chustką, gdyż musiał je stracić przy jakichś doświadczeniach z dziedziny fizyki lub chemii. Przytem nosił okulary, gdyż drugie oko miał także osłabione: był krótkowidzem. Przechadzając się samotnie, machał rękami, jak gdyby rozmawiał z jakąś niewidzialną istotą.
Wszyscy bywający częściej w teatrze znali tych dwóch dziwacznych ludzi, którzy podniecali ich ciekawość, i chociaż odludki unikali każdego, dowiedziano się wreszcie o ich nazwiskach i narodowości.