Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 120 —

— Ponieważ panowie nie chcecie zgodzić się ze mną pod tym względem, możecie więc myśleć, co wam się podoba o zamku wśród gór.
— My wierzymy tylko w to, co widzieliśmy na własne oczy, panie hrabio — odpowiedział sędzia Koltz.
— I w to, co istnieje rzeczywiście — dodał nauczyciel.
— Niech i tak będzie, ale doprawdy żałuję, że nie mogę rozporządzać jeszcze dniem jednym, gdyż ja i Rotzko poszlibyśmy zwiedzić ten sławny zamek i zapewniam was, że wkrótce dowiedzielibyśmy się, co to wszystko znaczy...
— Co? pan hrabia chciałby zwiedzić zamek? — zawołał sędzia Koltz.
— O! nie wahałbym się ani chwili i nawet dyabeł we własnej osobie nie przeszkodziłby mi dostać się do wnętrza.
— Słuchając dowodzeń Franciszka de Télek, obecnych innego rodzaju ogarnęła trwoga. Jak on mógł wyrażać się tak pogardliwie o duchach? Przecież tym sposobem mógł ściągnąć na wioskę jak najgorsze klęski. Wszak duchy słyszały wszystko, co tylko mówiono w karczmie pod królem Maciejem. Kto wie, czy tajemniczy głos nie ozwie się znowu?...
Sędzia Koltz zmuszony był powiedzieć Rumuńczykowi, w jaki sposób przestrzegano leśniczego, grożąc mu surową kara, jeśli ośmieli się iść do zamczyska.