Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 118 —

— Ale, panie hrabio, zdarzyło się jeszcze coś innego — odezwał się sędzia Koltz.
— I cóż takiego?
— Powtarzam, że niepodobieństwem jest dostać się do wnętrza tego zamku.
— Doprawdy?
— Nasz leśniczy z doktorem chcieli przed kilku dniami przedostać się przez mury i o mało co drogo nie przypłacili swej śmiałości.
— I cóż im się stało? — z ironią zapytał hrabia.
Sędzia Koltz opowiedział szczegółowo o przygodach Niko Decka i doktora Patak.
— A więc — zaczął młody hrabia — gdy doktór chciał wyjść z rowu, nogi jego tak silnie trzymały się gruntu, że nie mógł ani kroku postąpić naprzód?
— Nie mógł ani postąpić naprzód, ani się w tył cofnąć, dodał nauczyciel Hermod.
— Musiało to być przewidzenie — odparł Franciszek de Télek — doktór nie mógł się ruszyć ze strachu!
— Niech i tak będzie, panie hrabio — odpowiedział sędzia Koltz. — Ale z jakiej przyczyny Niko Deck doznał tak gwałtownego wstrząśnienia, gdy położył rękę na żelaznych zawiasach zwodzonego mostu?
— Może się uderzył silnie!
— A tak, bardzo silnie — zaczął Koltz — tak silnie, że od tego dnia leży w łóżku...