Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lałbym ja tam oglądać Jejmość Pannę Febę de Thiboutot, niż tego Febusa“!
Ów nieszczęsny księżyc mógł nam istotnie wypłatać niejednego szpetnego figla. Ale gdyśmy dochodzili do miasta, uspokoiła nasze obawy lekka mgła, która zaczęła podnosić się z ziemi, jak dym z ogniska torfowego wlokący się po polach. Spodziewaliśmy się, że ta mgła zgęstnieje przynajmniej o tyle, że nic nie będzie można rozróżnić wyraźnie na ulicach w Coutances, węższych niżli w Avranches, a tem samem zacienionych przez domy. Weszliśmy do miasta, gdy trzy kwadranse na dwunastą biły na katedrze, a inne zegary powtórzyły za tamtym, jak echa. Miasto spało, jak gdyby było siedliskiem samych sprawiedliwych, choć właściwie było gniazdem tych łotrów rewolucyonistów. Ulice zalegała głusza, kot nawet, nie przemknął. Cóżby się było stało z nami wszystkimi, z Des Touches’em i z naszym zamiarem, gdybyśmy tak byli spotkali jaki patrol? Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę z tego, coby się było stało; ale nie było żadnego wyboru; musieliśmy iść, narazić się na wszystko i wszystko na jednę kartę postawić. A nie — to Des Touches’a czekała nazajutrz gilotyna: innej zaś rady na to nie było. Na szczęście nie dostrzegliśmy ani cienia żadnego patrolu w tem mieście, co spało, jak zabite. Nader rzadko i w znacznem oddaleniu jedna od drugiej migotały latarnie na rogach ulic. Wisiały one na wysokich czarnych palach, przeciętych poprzeczną żerdką, co wyglą-