Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miłosierdzie Boskie od swego Wroga“. Któż był jego wrogiem, jeśli nie sam kapitan Lingard? I wogóle to nie ma sensu. On — ojciec — to był wielki człowiek, ale dziwak pod wielu względami... Nie widział pan tego grobu? Jest tam na szczycie wzgórza, z drugiej strony rzeki. Muszę go panu pokazać! Pójdziemy tam.
— Ani myślę! — odrzekł uczony podróżnik. — Nie interesuję się tem... i... w takiem słońcu... za wielkie zmęczenie... Chyba że pan mię tam zaniesie.
I rzeczywiście został tam zaniesiony w kilka miesięcy później; jego grób stał się drugim grobem białego w Sambirze; na razie jednak był żywy choć porządnie pijany. Spytał nagle —
— A ta kobieta?
— Ach, naturalnie że Lingard utrzymywał w Makassarze i ją, i tego jej wstrętnego bębna. Takie karygodne marnowanie pieniędzy! Licho wie co się stało z nimi po wyjeździe ojca do kraju. Ja musiałem zająć się swoją córką. Dam panu bilecik do pani Vinck w Singapurze, kiedy pan będzie wracał. Zobaczy pan tam Ninę — szczęśliwy z pana człowiek. Ona jest piękna i, jak słyszę, taka wykształcona, taka...
— Słyszałem już sto... tysiąc razy o pana córce. A cóż t–ta dru–druga, Aissa?
— Ona? O, zatrzymaliśmy ją tutaj. Przez długi czas miała taki sobie spokojny obłęd. Ojciec bardzo ją szanował. Dał jej na mieszkanie domek w moim kampongu. Włóczyła się po całej osadzie, nie odzywając się do nikogo, chyba że zobaczyła Abdullę; wtedy ogarniał ją szał, krzyczała i przeklinała na czem świat stoi. Zdarzało się często że znikała — a wtedy wszyscy musieliśmy jej szukać, bo ojciec nie dawał mi spokoju póki nie przywieźliśmy jej z powrotem. Znajdowaliśmy ją