Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad - Wykolejeniec tom II.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziecko śledziło go z zapartym oddechem. Kiedy trudne dzieło zostało dokonane, Nina zaczęła klaskać w ręce, wpatrzyła się w domek i po chwili odetchnęła głęboko z zadowoleniem.
— Ach! Uważaj! — krzyknął Almayer.
Budowla zapadła się nagle pod lekkim oddechem dziecka. Lingard zmieszał się na chwilę, Almayer wybuchnął śmiechem, ale dziewczynka zaczęła płakać.
— Weź ją — rzekł nagle stary żeglarz. Potem, gdy Almayer odszedł z płaczącem dzieckiem, siedział w dalszym ciągu przy stole, patrząc posępnie na stos kart.
— Do licha z tym Willemsem — mruknął pod nosem. — A jednak ja tego dokonam!
Podniósł się i gniewnem pchnięciem ręki zmiótł karty ze stołu. Potem opadł znowu na fotel.
— Zmęczony jestem jak pies — westchnął, zamykając oczy.