Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Te bęcwały nie mogą się od niego odczepić. Nie tak jak pan i ja —
Lingard poruszył się.
— Ja, to uciekłem z domu kiedy byłem ot, tyli. Mój stary jest pilotem w Trinity. To praca, dla której warto w kraju posiedzieć. Matka pisuje do mnie czasami, ale nie mogą tak bardzo znów za mną tęsknić. Jest nas wszystkich czternaścioro — osiem sztuk jeszcze w domu. Niema strachu, żeby się kraj kiedy wyludnił — a na kogo padnie, ten niech umiera. Tylko żeby to była porządna rozgrywka, panie kapitanie. Niech pan nam coś pięknego pokaże.
Lingard zapewnił go krótko, że będzie zadowolony. Dlatego właśnie chciał mieć załogę jachtu na brygu. Potem spytał Cartera poważnie i spokojnie, czy ma wciąż jeszcze w kieszeni ten pistolet.
— Mniejsza z tem — rzekł śpiesznie młody człowiek. — Niech pan pamięta, kto zaczął. To nie dlatego, żebym się tak bał dostać kulą, tylko widzi pan, bałem się, że pan mnie zwymyśla. Ale wczorajsza noc już dawno minęła i — niech mnie powieszą, jeśli wiem czego chciałem właściwie, kiedym zdjął ten stary grat ze ściany. Nic więcej nie mogę powiedzieć, póki się wszystko nie rozstrzygnie tak lub owak. Czy to panu wystarcza?
Czerwieniejąc jak burak, odłożył sąd nad Lingardem, i powściągnął się od wyroku z młodzieńczą wspaniałomyślnością.


∗                              ∗

Dogadzało to snać Lingardowi, że wyrok na niego został zawieszony w ten sposób. Pochylił zwolna głowę. Tak, to mu wystarcza. Wydało mu się, że — uzależ-