Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

była w tem wszystkiem i odwaga, ponieważ wierzył, że wpadł niebacznie w szpony skończonego desperata, którego ramię sprawiedliwości nie może dosięgnąć.
Do tego śmiałego kroku przyczyniło się także wyrachowanie — choć w bardzo nieznacznym stopniu. Zaświtało mu w głowie, że właściciele jachtu dowiedzą się może, iż trzymał ich stronę. Toby mogło być oczywiście korzystne dla człowieka, który pragnie się wybić. „Właściciel jachtu — porządnie nastraszony — wielki pan — cóż mu tam znaczą pieniądze“. Tu Shaw oświadczył z ogniem, że nie myśli maczać w tem wszystkiem palców. Tacy, którzy nigdy nie wracają do kraju — którzy może nie mają i po co wracać — wtrącił prędko, mogą robić co im się podoba. Ale nie on. Ma żonę, rodzinę, mały domek — spłacony z trudem. Prowadził zawsze na morzu życie porządne, wyjeżdżał z kraju i wracał regularnym trybem; nie wałęsał się tu i ówdzie, kumając się z pierwszym lepszym murzynem i zastawiając sidła na lepszych od siebie.
Jeden z dwóch majtków trzymających pochodnie westchnął u boku Shawa i przestąpił z nogi na nogę.
Ci dwaj majtkowie stali w tak zupełnej nieruchomości, że poruszenie to było równie zdumiewające, jak gdyby posąg zmienił pozę. Popatrzywszy na winowajcę z zimną niechęcią, Shaw zaczął mówić o sądach, procesach i wolności obywatelskiej, poczem wskazał na pewność wykrycia nadużyć i płynące stąd kłopoty, przybierając na tę chwilę ton mądry i obojętny.
— Wynikiem tej historji będzie piętnaście lat więzienia dla wszystkich — rzekł — a ja mam chłopca, który nie zna jeszcze swego ojca. Ładnych rzeczy się dowie, jak dorośnie. Ci, co tu nic nie zawinili, będą się mieli z pyszna na równi z panem — jak dwa a dwa