Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„ — Cicho, ty moje biedactwo — rzekł. — Nie byłbym ciebie wart, gdybym został.
„Tamb’ Itam mówił, że w czasie tej rozmowy zaczęła się śmiać głośno i obłędnie jak opętana. Jego pan objął głowę rękami. Był w codziennem ubraniu, tylko nie miał kapelusza. Nagle przestała się śmiać.
„ — Po raz ostatni — krzyknęła groźnie — pytam, czy będziesz się bronił?
„ — Nic mi się stać nie może — rzekł z ostatnim przebłyskiem wzniosłego egoizmu. Tamb’ Itam ujrzał jak pochyliła się naprzód, wyciągnęła ramiona i pobiegła do pana. Rzuciła mu się na piersi i objęła go za szyję.
„ — Ach! Ale ja ciebie zatrzymam — o tak! — krzyknęła. — Jesteś mój!
„Szlochała na jego ramieniu. Niebo nad Patusanem było krwawe, ogromne, jakby zalane posoką uchodzącą z otwartej żyły. Wielkie, purpurowe słońce gnieździło się wśród szczytów drzew, a las poniżej miał czarne, odpychające oblicze.
„Tamb’ Itam mówił mi, że owego wieczoru niebiosa wyglądały gniewnie i przerażająco. A ja najzupełniej mu wierzę, gdyż wiem, że tego dnia cyklon przeszedł o sześćdziesiąt mil od brzegu, choć tam na miejscu czuło się tylko leniwy powiew.
„Nagle Tamb’ Itam ujrzał, że Jim chwyta dziewczynę za ręce i stara się je rozluźnić. Zawisła na nich z głową wtył odrzuconą; włosy jej dotykały ziemi. „Chodź tu!“ zawołał pan na Tamb’ Itama; ten podbiegł i pomógł ją złożyć na ziemi. Trudno było rozpleść jej palce. Jim pochylił się nad dziewczyną, spojrzał głęboko w jej twarz i natychmiast rzucił się ku przystani. Tamb’ Itam popędził za nim, lecz odwróciwszy