Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a tymczasem nigdy — jak mówił — nigdy nie będą w stanie go zrozumieć. — Żaden odgłos z domu nie przenikał nazewnątrz. Później, ku wieczorowi, Jim zbliżył się do drzwi i zawołał na Tamb’ Itama.
„ — Cóż tam? — zapytał.
„ — Wiele jest płaczu. A także i wiele gniewu — rzekł Tamb’ Itam. Jim podniósł na niego oczy.
„ — Wiesz o tem — szepnął.
„ — Tak, tuanie — rzekł Tamb’ Itam. — Twój sługa wie i bramy są zamknięte. Będziemy musieli walczyć.
„ — Walczyć! O co? — zapytał.
„ — O życie.
„ — Niema dla mnie życia — powiedział Jim. Tamb’ Itam usłyszał krzyk dziewczyny stojącej u drzwi.
„ — Kto wie? — rzekł Tamb’ Itam. — Odwaga i chytrość pozwolą może nam uciec. A przytem wiele jest trwogi w sercach mężów. — Tamb’ Itam wyszedł, snując niejasne myśli o łodziach i otwartem morzu i zostawił Jima z dziewczyną.
„Nie mam odwagi powtórzyć tego co mi mówiła o chwilach, które spędziła na mocowaniu się z Jimem o swoje szczęście. Ciągnęło się to z godzinę lub dłużej. Niepodobna przeniknąć czy miał jeszcze jakąś nadzieję — czego oczekiwał, co sobie wyobrażał. — Był nieugięty; a im bardziej się czuł osamotniony wśród swego uporu, tem wyżej zdawał się jego duch wznosić ponad gruzy walącego się życia. „Walcz!“ krzyczała do niego. Nie mogła zrozumieć! Nie było już o co walczyć. Jim chciał dowieść swej siły w inny sposób i pokonać sam los złowrogi. Wyszedł na dziedziniec; za nim ukazała się bez tchu dziewczyna, chwiejąc się na nogach, z rozpuszczonemi włosami, oszalałą twarzą i oparła się o framugę drzwi.