Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siłę, jaka jest potrzebna dla wyznaczonego im zadania; a Brown, jakby naprawdę był wielki, miał szatański dar wyczucia najbardziej dodatnich i najsłabszych stron w swych ofiarach. Przyznał mi, że Jim nie należał do ludzi dających się ujeździć pochlebstwem i zgodnie z tem postarał mu się przedstawić jako człowiek, który stawia nieustraszenie czoło pechowi, naganom i klęsce. Dowodził że przemycenie kilku strzelb nie było wielką zbrodnią. A jeśli chodzi o przybycie Browna do Patusanu, to kto ma prawo powiedzieć, że nie zamierzał prosić o żywność? Te djabły wcielone przyjęły ich odrazu ogniem z obu brzegów, nie myśląc nawet o nic pytać. Brown wysunął ten argument z najwyższą czelnością, bo w gruncie rzeczy sprężysta akcja Daina zapobiegła wielkim klęskom; Brown mówił mi wyraźnie, że spostrzegłszy, jak wielką jest osada, postanowił odrazu podpalić ją z obu końców natychmiast po wylądowaniu i strzelać do każdego kto się tylko nawinie, aby ludność przerazić i steroryzować. Dowodził, wstrząsany atakiem kaszlu, że wobec tak wielkiej nierówności sił była to jedyna droga, która dawała jaką taką możliwość dobrnięcia do celu. Ale Jimowi tego nie powiedział. Co się tyczy głodu i niewygód, przez które przeszli, wszystko to było prawdziwe; wystarczało spojrzeć na bandę Browna. Na ostry świst gwizdawki ukazali się wszyscy jego ludzie, stanąwszy rzędem na kłodach, tak że Jim mógł ich zobaczyć. Jeśli zaś chodzi o zabicie tamtego człowieka — no tak, zabili go, to jest prawda, ale czyż nie prowadzą wojny, krwawej wojny, czyż nie przyparto ich do muru? A przytem ów człowiek został zabity jak się patrzy — dostał strzał przez piersi — nie jak ten nieborak leżący teraz w zatoce. Przez sześć godzin