Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„ — Wody! — krzyknął ranny niezwykle wyraźnym, silnym głosem i, jęcząc cicho, stracił przytomność.
„ — Aha, wody. Woda to mu da radę — mruknął pod nosem Jankes z rezygnacją. — Wkrótce będzie jej miał dosyta. Przypływ się zbliża.
„Wreszcie przypływ uciszył skargi i krzyki bólu, a świt był już za pasem gdy Brown, siedząc z brodą opartą na dłoni nawprost Patusanu, jak przed niedostępnem zboczem góry, usłyszał krótki, dźwięczny szczek mosiężnej sześciofuntowej armatki gdzieś daleko w osadzie.
„ — Co to takiego? — zapytał Corneliusa, który się snuł naokoło. Cornelius nasłuchiwał. Zgłuszony lecz potężny okrzyk potoczył się rzeką na miasto; wielki bęben zaczął dudnić, inne mu odpowiedziały monotonną wibracją. Drobne, rozproszone światełka jęły migotać w mrocznej połowie osady, a część oświetlona przez łuny ognisk brzęczała głębokim, przeciągłym rozgwarem.
„ — Wrócił — rzekł Cornelius.
„ — Co? Już? Czy pan jest pewien? — spytał Brown.
„ — Tak, tak! jestem pewien. Niech pan posłucha jaki tam rwetes.
„ — Dlaczego oni tak się drą? — ciągnął Brown.
„ — Z radości — zgrzytnął Cornelius; — on jest bardzo wielkim człowiekiem, ale mimo to nie ma więcej oleju w głowie od dziecka, to też wyprawiają wielki harmider żeby mu się przypodobać, bo ich nie stać na nic innego.
„ — Słuchajno pan — rzekł Brown — jak się dobrać do niego?