Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziny. Wyznaję, iż ta myśl uradowała mię i ożywiła. Tamb’ Itam wyglądał, jakby zapomniał języka w gębie.
„ — Czy tuan Jim jest także tutaj? — spytałem niecierpliwie.
„ — Nie — mruknął Tamb’ Itam i zwiesił głowę, a potem rzekł nagle z naciskiem: „Nie chciał walczyć. Nie chciał walczyć“, powtórzył. Zdawało się, że nic innego wydobyć z siebie nie może; odsunąłem go na bok i wszedłem.
„Stein, wysoki i pochylony, stał samotnie w środku pokoju między rzędami skrzynek pełnych motyli.
„ — Ach! to pan, kochany przyjacielu! — rzekł smutno, patrząc na mnie przez okulary. Był ubrany w luźny, brunatny kitel alpagowy, rozpięty i sięgający kolan. Na głowie miał panamę; blade jego policzki były poorane głębokiemi brózdami.
„ — Cóż to znaczy? — spytałem nerwowo. — Tamb’ Itam jest tutaj...
„ — Niech pan idzie się zobaczyć z dziewczyną. Niech pan idzie z nią się zobaczyć! Ona tu jest — rzekł Stein niby to energicznie. Usiłowałem go zatrzymać, lecz z łagodnym uporem nie zwracał żadnej uwagi na moje natarczywe pytania. — Ona tu jest, ona tu jest — powtarzał w wielkiem wzburzeniu. — Przyjechali przed dwoma dniami. Taki stary człowiek jak ja, a przytem cudzoziemiec, sehen Sie, niewiele może zrobić... O, tędy, proszę pana... Młode serca nie przebaczają... — Widziałem, że Stein jest w ostatecznej rozterce. — Taka w nich pełnia życia, taka okrutna pełnia życia... — mruczał, prowadząc mię naokoło domu; szedłem za nim, zatopiony w ponurych i gniewnych domysłach. U drzwi salonu zastąpił mi drogę. — On bardzo ją kochał — rzekł pytającym tonem, a ja