Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gotowała dla domowników, choć była już taka zgrzybiała, że z trudnością mogła zrozumieć co się do niej mówi. Dźwignęła się i poszła za nimi, kulejąc i mrucząc coś bezzębnemi ustami. Na werandzie hamak z żaglowego płótna bujał się lekko, trącony łokciem przez Jima. Był pusty.
— Filja w Patusanie, tak jak i wszystkie stacje Spółki Handlowej Steina, składała się początkowo z czterech budynków. Dwa z nich przedstawiały obecnie stosy chróstu, połamanych bambusów i zbutwiałej strzechy, nad któremi cztery narożne słupy z twardego drzewa chyliły się smętnie pod różnemi kątami; główny skład jednak stał jeszcze naprzeciw domu agenta. Była to podłużna szopa ulepiona z błota i gliny; u jednego jej końca znajdowały się szerokie drzwi z grubych desek, które dotychczas trzymały się jeszcze na zawiasach, a w bocznej ścianie był czworokątny otwór nakształt okna z trzema drewnianemi sztabami. Przed zejściem z paru stopni dziewczyna zwróciła głowę wtył ku Jimowi i rzekła prędko:
— „Mieli napaść na pana podczas snu“.
— Jim mówił mi, że doznał wówczas w pewnym sensie rozczarowania. Znowu ta stara historja! Znudziły go zamachy na jego życie. Miał po uszy wszystkich alarmów. Aż do obrzydzenia. Był zły na dziewczynę, że go zwiodła. Poszedł za nią, przekonany że to ona potrzebuje pomocy, a teraz miał prawie ochotę wykręcić się na pięcie i wrócić, przejęty wstrętem. „Wie pan — wyjaśniał mi z głębokiem zastanowieniem — zdaje mi się że w owym czasie nie byłem właściwie sobą przez szereg tygodni“. Nie mogłem się powstrzymać od zaprzeczenia mu: „Ależ tak! Pan jednak był sobą“.
— Tymczasem dziewczyna sunęła szybko naprzód,