Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaki skończenie doskonały okaz mam w ręku, zakręciło mi się w głowie a nogi tak mi ze wzruszenia osłabły, że musiałem usiąść na ziemi. Pragnąłem gorąco zdobyć okaz tego gatunku, jeszcze kiedym pracował dla profesora. Odbywałem długie podróże, znosiłem wielkie niewygody; śniłem o nim po nocach — a oto nagle miałem go w ręku — dla siebie. Tak jak to mówi poeta (wymówił: boeta) —
So halt ich’s endlich denn in meinen Händen
Und nenn’ es in gewissem Sinne mein.
— Podkreślił ostatnie słowo, zniżywszy nagle głos i odwrócił zwolna oczy od mojej twarzy. Zaczął w milczeniu napełniać pilnie tytoniem długą fajkę, poczem znów spojrzał na mnie znacząco, trzymając wielki palec na otworze fajki.
— „Tak, kochany mój przyjacielu, owego dnia nie pragnąłem niczego; dokuczyłem porządnie największemu wrogowi; byłem młody, silny; posiadałem przyjaźń, posiadałem miłość kobiety, miałem dziecko, które napełniało mi serce tkliwością — a nawet to, o czem we śnie marzyłem, znalazło się w mojem ręku.“
— Potarł zapałkę, która zabłysła gwałtownie. Po jego myślącej, spokojnej twarzy przebiegł skurcz.
— „Przyjaciel, żona, dziecko — mówił zwolna, patrząc na drobny płomyk — phu!“
— Zdmuchnięta zapałka zgasła. Westchnął i zwrócił się znowu do szklanej skrzynki. Delikatne, cudowne skrzydła drgnęły leciutko, jakby tchnienie Steina zbudziło na chwilę do życia wspaniały cel jego marzeń.
— „Praca posuwa się szybko — zaczął nagle zwykłym tonem, łagodnym i pełnym otuchy, wskazując na rozrzucone paski papieru. — Opisywałem właśnie ten