Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

juste) na dnie tej sprawy? To ciekawe. Naprzykład — ten umarły — i tak dalej?“
— „Byli tam również i żywi ludzie — rzekłem — o wiele ciekawsi.“
— „Pewnie, pewnie — zgodził się półgłosem i — jakby po chwili dojrzałej rozwagi — szepnął: — Oczywiście.“
— Nie dałem się prosić i opowiedziałem mu o tem, co mnie w tej sprawie najbardziej zajmowało. Sądziłem że ma prawo wiedzieć: czyż nie spędził trzydziestu godzin na pokładzie Patny, czy jej — że się tak wyrażę — nie odziedziczył, czy nie zrobił wszystkiego co było w jego mocy? Przysłuchując mi się, wyglądał na księdza bardziej niż kiedykolwiek, a przytem — pewnie z powodu spuszczonych oczu — miał wyraz pobożnego skupienia. Raz czy dwa podniósł brwi (nie podnosząc jednak powiek), jakby chciał powiedzieć: „O, do djabła!“ Raz jeden wykrzyknął spokojnie: „No, no!“ zciszonym głosem, a kiedy skończyłem, ściągnął usta powoli i gwizdnął z żalem.
— U każdego innego mogło to być oznaką nudy, dowodem obojętności; ale on w tajemniczy swój sposób umiał przybrać w bezruchu wyraz głębokiego zrozumienia, rojącego się od cennych myśli. Wreszcie powiedział tylko: „Bardzo zajmujące“ — grzecznym tonem, nie głośniejszym prawie od szeptu. Zanim jeszcze przetrawiłem swój zawód, dodał, niby mówiąc do siebie: „Otóż to. Otóż to właśnie.“ Broda jego opadła jakgdyby niżej na piersi, ciało zaciężyło bardziej na krześle. Chciałem go właśnie zapytać, co ma na myśli, gdy spostrzegłem że coś nakształt drgnienia przebiegło po całem jego ciele — jak się widzi czasem lekką zmarszczkę na stojącej wodzie, nim się jeszcze poczuje wiatr.