Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iż wiek i mądrość mogą znaleźć lekarstwo na ból prawdy, a ja patrzyłem na tego młodego chłopca w opałach — i to piekielnych zaiste — takich, nad któremi siwobrodzi starcy kręcą uroczyście głową, kryjąc jednocześnie uśmiech. A więc Jim rozważał, czy ma odebrać sobie życie — niech go licho! Pogrążył się w rozmyślaniach o samobójstwie, bo choć uszedł cało, piękno jego życia przepadło wśród nocy razem z okrętem. Cóż bardziej naturalnego od tych jego myśli? Wszystko to było takie tragiczne i śmieszne zarazem, że wołało głośno o współczucie — a w czemże jestem lepszy od innych, aby mu odmówić litości? I właśnie gdy na niego patrzyłem, mgły zasnuły szparę i głos jego przemówił:
— „Czułem się zupełnie wytrącony z równowagi, rozumie pan. To była taka historja, jakiej się człowiek nie spodziewa. Naprzykład — nie miało to nic wspólnego z walką“.
— „Tak“ — potwierdziłem. Jim wydawał mi się zmieniony, jakgdyby nagle dojrzał.
— „I nic się nie wiedziało napewno“ — mruknął.
— „Ach, więc pan nie wiedział napewno...“ — rzekłem, lecz ułagodził mię szmer lekkiego westchnienia, które przewiało między nami jak lot ptaka wśród nocy.
— „Nie, nie wiedziałem napewno — rzekł odważnie. — Ten cały wypadek był czemś w rodzaju owej podłej blagi, którą tamci wymyślili. Ani kłamstwo, ani prawda. Coś pośredniego. Człowiek wie, co jest poprostu kłamstwem. A w tej historji granica między złem a dobrem była cieńsza od włosa“.
— „A jakiejże granicy panu trzeba?“ — spytałem; lecz mówiłem tak cicho, że chyba nie usłyszał. Rozu-