Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pośmiertna zemsta losu za tę jego wiarę w swoją wyższość, wiarę, która prawie że pozbawiła życie Brierly’ego najbardziej uzasadnionych przerażeń. Prawie! A może zupełnie? Któżby odgadł, jakie pochlebne wyobrażenie Brierly powziął o swem samobójstwie?
— „Dlaczego on popełnił to szaleństwo, jak pan to sobie wyobraża, kapitanie? — zapytał Jones, składając ręce. — Dlaczego? To niepojęte! Dlaczego? — Uderzył się po niskiem i pomarszczonem czole. — Gdyby był biedny, i stary, i zadłużony, gdyby mu się nie powiodło w życiu — albo gdyby był zwarjował! Ale on nie należał do tych, co warjują — nic podobnego. Może mi pan wierzyć. Czego pomocnik nie wie o swoim szyprze, tego wogóle wiedzieć nie warto. Młody, zdrów, bogaty, żadnych kłopotów... Siedzę tu czasem, i myślę, i myślę, aż głowa mi pęka. On miał jakiś powód do tego“.
— Może pan być pewien, kapitanie, że ten jakiś powód nie byłby tak bardzo obszedł ani mnie ani pana — rzekłem; i nagle biedny stary Jones znalazł nakoniec słowo zdumiewającej mądrości, jakby mu coś zaświtało w mętnej mózgownicy. Wytarł nos i rzekł, kiwając boleśnie głową:
— „Tak, tak! Ani pan, ani ja, kapitanie, nigdyśmy tyle o sobie nie trzymali“.
— Wspomnienie mej ostatniej rozmowy z Brierlym zabarwione jest naturalnie świadomością jego śmierci, która nastąpiła tak prędko potem. Mówiłem z nim ostatni raz podczas tej sprawy, toczącej się w sądzie, po pierwszem posiedzeniu, kiedyśmy wyszli razem na ulicę. Był podrażniony, co zauważyłem ze zdziwieniem, ponieważ zwykle, gdy raczył rozmawiać — zachowywał się spokojnie z odcieniem żartobliwej wy-