Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek ma chyba wnętrze z hartownego żelaza. Przytomności oczywiście ani śladu, ale co najciekawsze w tem wszystkiem, to pewna metoda w jego majaczeniach. Staram się ją wykryć. Bardzo niezwykłe, ta nić logiki w tego rodzaju bredzeniu. Właściwie powinien widzieć węże, ale nic podobnego. Dobre stare tradycje biorą w łeb w dzisiejszych czasach. Tak! Jego — hm — wizje dotyczą płazów. Ha, ha! Doprawdy, mówiąc poważnie, nie pamiętam aby mię kiedy wypadek delirium tremens tak zainteresował. Powinien był umrzeć, uważa pan, po takich libacjach. Oho! twardą ma skórę. A w dodatku spędził dwadzieścia cztery lata między zwrotnikami. Niechże pan doprawdy rzuci na niego okiem. Ten stary opój ma bardzo szlachetną minę. Nie spotkałem nigdy tak niezwykłego człowieka — z punktu widzenia medycznego, oczywiście. No, pójdzie pan?“
— Przez cały czas ujawniałem zwykłe uprzejme oznaki zaciekawienia, lecz teraz szepnąłem coś z ubolewaniem o braku czasu i uścisnąłem mu śpiesznie rękę,
— „Panie kapitanie — zowołał za mną — on nie może się stawić na to śledztwo. Jak pan myśli, czy jego zeznania są ważne?“
— „Nic podobnego“ — odkrzyknąłem mu z bramy.