Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nogami, jakby je chciał wyswobodzić z jakiegoś niewidzialnego, tajemniczego uchwytu, który nie pozwalał mu ruszyć z miejsca. Taki był rozgorączkowany, że z jego okrągłej głowy dymiło się literalnie. Przyczyna, która mnie nie pozwalała odejść, nie była wcale tajemnicza: ciekawość jest najbardziej zrozumiałem z uczuć, i ona to właśnie trzymała mię na miejscu; pragnąłem się przekonać, jakie wrażenie wywrze wiadomość o wszystkiem co zaszło na tym chłopcu, który z rękami w kieszeniach stał tyłem do trotuaru, spoglądając ponad trawniki Esplanady ku żółtemu portykowi Malabarskiego hotelu, i miał minę człowieka wybierającego się na spacer, z chwilą gdy jego kolega będzie gotów. Tak właśnie wyglądał, i to było wstrętne. Czekałem, chcąc zobaczyć jak go owa wiadomość przytłoczy, zmiesza, przebije nawskroś; sądziłem że będzie się wił jak chrząszcz nadziany na szpilkę — i bałem się to zobaczyć — nie wiem czy mię rozumiecie. Nic okropniejszego jak śledzić człowieka, który został przyłapany nie na zbrodni, lecz na gorszej niż zbrodnia słabości. Najpospolitszy rodzaj hartu chroni nas od stania się zbrodniarzami w prawnem znaczeniu tego wyrazu; ale żaden człowiek nie jest bezpieczny przed jakąś słabością nieznaną — choć może podejrzewaną, jak w niektórych częściach świata podejrzewamy, że każdy gąszcz kryje jadowitego węża; przed słabością, która się może przyczaić w ukryciu, czy ją śledzimy czy nie, którą się odgania modlitwą albo pogardza się nią po męsku, którą się tłumi, lub też nie wie się o niej przez więcej niż pół życia. Człowiek daje się wciągnąć znienacka w sprawy, za które mu wymyślają, albo w sprawy trącące szubienicą, a jednak duch jego może przetrwać to wszystko — przetrwać ogólne potępienie,