Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czam, że tyle mam własnych spraw na głowie co i wszyscy ludzie, a pamięć taką samą jak każdy przeciętny pielgrzym na tym padole; widzicie zatem, że nie nadaję się szczególnie na studnię zwierzeń. Więc dlaczego mnie to spotyka? Nie mam pojęcia — chyba dlatego aby czas mijał prędko po obiedzie. Karolku, chłopcze kochany, twój obiad był znakomity, i z tego powodu ci oto panowie uważają spokojnego robra za zbyt burzliwe zajęcie. Wylegują się na twoich wygodnych fotelach i mówią sobie: „Ani myślę się fatygować. Niech tam ten Marlow gada.
— Więc mam gadać! Niech i tak będzie. A wcale łatwo mówić o panu Jimie po dobrej wyżerce, dwieście stóp nad poziomem morza, z pudełkiem porządnych cygar pod ręką, w rozkoszny wieczór pełen świeżości i gwiezdnego blasku, wieczór, któryby i najlepszego z nas zmusił do zapomnienia, że jesteśmy tu tylko z łaski, że musimy wynajdywać naszą drogę na rozstajach, bacząc czujnie na każdą cenną minutę i każdy krok nieodwołalny, wierząc że jednak w końcu zdołamy wybrnąć z tego przyzwoicie — ale niezbyt siebie pewni w gruncie rzeczy — i licząc djablo mało na pomoc tych, o których się ocieramy na prawo i lewo. Naturalnie że tu czy tam trafiają się ludzie, dla których całe życie jest jak poobiednia godzina spędzona z cygarem w ręku: łatwe, przyjemne, puste, może urozmaicone jakąś bajką o walce — bajką, którą się zapomina, nim się jej wysłuchało do końca — nim się jej wysłuchało — nawet jeśli się zdarzy, że bajka ma jakiś koniec.
— Nasze oczy spotkały się poraz pierwszy w czasie tego śledztwa. Trzeba wam wiedzieć że każdy, kto miał jakiekolwiek stosunki z morzem, był tam na sali,