Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dolarów na miesiąc — i to bez utrzymania. Pytam ja się pana z całym szacunkiem, uważa pan, z szacunkiem — ktoby nie kopnął takiej podłej roboty? Człowiek nadstawia karku, żebym tak zdrów był, oj nadstawia! Tylko że ja to jestem chłop nieustraszony...
Puścił barjerę i wykonywał szerokie gesty, jakgdyby demonstrując w powietrzu kształt i objętość swej odwagi; jego piskliwy głos sunął w przeciągłych skrzekach nad morzem. Chwilami robił krok naprzód lub się cofał dla lepszego uwydatnienia swych słów, i nagle rymnął głową w dół, jakby go palnął kto z tyłu. „Psiakrew!“ mruknął, padając; chwila ciszy nastała po jego gadaninie; i Jim, i szyper potknęli się jednocześnie; odzyskawszy równowagę, stali bardzo sztywno, patrząc wciąż w zdumieniu na niezamąconą gładkość morza. Potem spojrzeli w górę na gwiazdy.
Co to się stało? Maszyny dudniły i sapały bez przerwy. Czy ziemia zatrzymała się w biegu? Nie mogli nic zrozumieć; i nagle spokojne morze, niebo bez jednej chmurki wydały im się straszliwie niepewne w swym bezruchu, jakgdyby się ważyły nad krawędzią ziejącej zatraty. Maszynista zerwał się na równe nogi i opadł znów niewyraźnym kłębem; doszło stamtąd stłumione pytanie pełne głębokiej troski: „Cóż to znowu?“ Przebrzmiał zwolna słaby odgłos niby grzmotu, niezmiernie odległego grzmotu — czegoś co było słabsze od dźwięku i zaledwie mocniejsze od drgnienia — a statek zadrżał w odpowiedzi, jakby ów grzmot zawarczał gdzieś w głębi wody. Oczy Malajów u koła błysnęły ku białym, lecz ciemne ich ręce pozostały zamknięte na szprychach. Zdawało się że ścigły kadłub, sunący w swą drogę, podnosi się kolejno o parę cali