Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To uczucie wspólnoty tłumaczy dumę ludzi ze statków. „Okręty są zawsze w porządku“, jak powiedział z głębokiem przekonaniem i pewną ironją mój leciwy, zacny podoficer; ale niekoniecznie są tem za co je ludzie uważają. Mają własną indywidualność; mogą wzmocnić szacunek, jaki mamy dla samych siebie, wskutek wymagań, które ich zalety stawiają naszej biegłości, a ich wady naszemu męstwu i tężyźnie. Trudno powiedzieć które z tych wymagań pochlebiają bardziej marynarzowi; ale nie ulega wątpliwości, że przysłuchując się przez dwadzieścia lat z górą marynarskim gawędom na morzu i lądzie, nie wykryłem w nich nigdy tonu prawdziwej niechęci. Nie zaprzeczam że na morzu nuta bluźniercza dźwięczała niekiedy dość silnie w gderliwych wymysłach, które przemokły, zziębnięty, zmęczony marynarz rzuca swemu statkowi, a które w chwilach rozdrażnienia gotów jest cisnąć wszystkim okrętom jakie kiedykolwiek spuszczono na morze, całemu temu pomiotowi, co stawia wymagania bez końca, pływając po dalekich wodach. Słyszałem także przekleństwa rzucane na niestały morski żywioł, którego urok przetrwał mimo doświadczeń nagromadzonych wiekami i usidlił tamtego bluźnierczego marynarza, jak usidlił pokolenia jego praojców.
Mimo wszystko co niektórzy (na lądzie) mówią o miłości, którą jakoby czują do morza, mimo wszelkich uniesień nad morskim żywiołem w prozie i pieśni, morze nie było nigdy życzliwe dla człowieka. Conajwyżej dzieliło ludzką nieukojność i odgrywało rolę niebezpiecznego podżegacza wszechświatowych ambicyj. W przeciwieństwie do dobrotliwej ziemi, nie dochowało wierności żadnej rasie; ludzka odwaga, i znój, i poświęcenie nie zostawiły na niem żadnych śladów; nie uzna-