Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie tanie jadłodajnie (sześć pensów posiłek) są prowadzone przez Chińczyków (jadłodajnia Sum–Kum–ona była wcale niezła) — rozlegał się głos człowieka, wołającego w równych odstępach czasu: „Gorące kiełbaski!“ Słuchałem nieraz godzinami tego najwytrwalszego z przekupniów (ciekaw jestem czy umarł czy też zrobił majątek), siedząc u poręczy starego Duke of Sutherland (już biedak nie żyje! zginął gwałtowną śmiercią u wybrzeży Nowej Zelandji), urzeczony miarową monotonją ostrego, powtarzającego się krzyku i taki wściekły na idjotyczny urok, któremu podlegałem, że życzyłem przekupniowi aby na śmierć się udławił kęsem własnego obrzydliwego towaru.
Koledzy moi twierdzili iż funkcja nocnego wachtowego na statku uwięzionym (choć otoczonym szacunkiem) to głupie zajęcie, odpowiednie tylko dla starców. I zwykle najstarszy z marynarzy załogi dostaje tę funkcję. Ale czasem niema pod ręką ani najstarszego ani też jakiegokolwiek innego z odpowiedzialnych marynarzy. W owych czasach załogi miały zwyczaj ulatniać się szybko. Tedy przypuszczalnie ze względu na moją młodość, niewinność i zamiłowanie do rozmyślań (które sprawiło że guzdrałem się czasem przy pracy koło osprzętu) pan B., najstarszy nasz oficer, mianował mię nagle na owo godne zazdrości stanowisko, oświadczając mi to w najbardziej ironiczny swój sposób. Nie żałuję związanych z tem przeżyć. Nocne wybryki miasta przedostawały się z ulic na wybrzeże podczas tych cichych wacht; łobuzy zbiegały w dół gromadkami aby rozstrzygnąć jakąś kłótnię bójką na pięści zdala od policji, na ciemnej arenie nawpół ukrytej przez stosy ładunku; słychać było odgłosy uderzeń, jęk od czasu do czasu, tupot nóg