Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tru Zachodniego? Pozostałem wierny pamięci potężnego Króla trzymającego obosieczny miecz w jednej ręce a w drugiej nagrody wielkich dziennych rejsów i wspaniale szybkich podróży dla tych swoich dworzan, którzy umieją czatować bacznie na każdą oznakę jego tajemnego nastroju. Obliczaliśmy zawsze, my, żeglarze dalekich wód, że na okres trzyletni przypadał jeden rok, kiedy Władca Zachodni dawał szkołę tym, którzy mieli coś do roboty na Atlantyku albo tam w dole wzdłuż czterdziestego stopnia szerokości na oceanie Południowym. Trzeba było schować wszystko do kieszeni; a nie da się zaprzeczyć że władca igrał niedbale z naszem życiem i mieniem. Lecz był zawsze królem potężnym, godnym panowania nad wielkiemi wodami, gdzie, prawdę mówiąc, tylko śmiałość ludzka sprawiła, że człowiek wyrasta gdzie go nie posiali.
Śmiałkowie nie powinni się skarżyć. Kupiec nie ma co narzekać na myto pobierane przez potężnego króla. Potęga jego jest czasem przygniatająca; lecz nawet wówczas gdy musieliśmy wyzywać go jawnie, jak na wybrzeżach Agulhas w drodze do kraju z Indyj Wschodnich, lub w czasie podróży na Wschód naokoło Horna, Wiatr Zachodni zadawał nam otwarcie dotkliwe ciosy (i to prosto w twarz); trzeba się było trzymać i nie dać wytrącić się zbytnio z równowagi. A przytem jeśli człowiek sprawiał się dzielnie, dobroduszny barbarzyńca pozwalał wywalczyć drogę tuż obok stopni swego tronu. Od czasu do czasu miecz opuszczał się i głowa spadała; ale jeśli człowiek poległ, czekał go imponujący pogrzeb i obszerny, wspaniały grób.
Oto król, przed którym wodzowie wikingów gięli karki, a którego nowoczesny, pałacowy parowiec wyzywa bezkarnie dzień po dniu. Ale jest to tylko wy-