Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

celnie w rozwarty kąt zatoki Biskajskiej, drugi ciskam na fjordy Norwegji poprzez morze Północne, gdzie rybacy wielu narodów patrzą bacznie w me gniewne oczy. Nadszedł czas królewskiej zabawy“.
I władca wysokich szerokości geograficznych wzdycha potężnie; zachodzące słońce spoczywa na jego piersi a obosieczny miecz na kolanach; wydaje się znużony niezliczonemi wiekami znojnego panowania i osmutniały wskutek niezmienności oceanu pod swemi stopami — wskutek bezkresnej perspektywy przyszłych wieków, gdzie praca siania wiatru i zbierania huraganu będzie się ciągnęła bez końca, póki królestwo żywych wód nie stanie się zamarzłym, nieruchomym oceanem.
Lecz drugi władca, przebiegły i obojętny, trzyma wygolony podbródek między wielkim a wskazującym palcem smukłej, zdradzieckiej dłoni i rozmyśla chytrze w głębi serca pełnego podstępów: „Aha! nasz brat zachodni pogrążył się w nastroju królewskiej melancholji. Zmęczyły go strzały z wielkich armat, igranie okrężnemi burzami, rozwijanie gęstych proporców mgły w swawolnej zabawie kosztem swych biednych, nędznych poddanych. Los ich jest godzien litości. Trzeba zrobić najazd na władztwo tego hałaśliwego barbarzyńcy, wielki wypad od Finisterre aż po Hatteras; zaskoczę jego rybaków, udaremnię wysiłki flot ufających jego potędze, sypnę chytremi strzałami na ludzi zabiegających o jego łaski. To skończony niegodziwiec“. Powiedziane, zrobione — i Wiatr Wschodni opanowuje natychmiast północny Atlantyk, podczas gdy Zachodni Władca rozmyśla nad marnością swej nieograniczonej potęgi.
Pogoda panująca zwykle na północnym Atlantyku