Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym osprzęcie i sprawia że statek drży cały aż do kila, a przemoczeni ludzie na pomostach dygocą w mokrych ubraniach, zziębnięci do szpiku kości. Nim jeden szkwał przeleciał i zapadł na wschodzie, inny wygląda już z pod zachodniego widnokręgu i pędzi szybko, bezkształtny jak czarny worek z lodowatą wodą, gotów pęknąć nad głowami załogi pełnej poświęcenia. Humor władcy oceanu się zmienił. Każdy powiew z okresu mglistej pogody — jakby rozgrzany przez żar serca rozpłomienionego gniewem — ma teraz swój odpowiednik w zimnych podmuchach, które rzekłbyś wydobywają się z piersi zlodowaciałej od nagłego przewrotu uczuć. Zamiast oślepiać ludzi i miażdżyć ich ducha straszliwym mechanizmem z chmur, i mgieł, i deszczu, i bałwanów, Król Zachodu zużywa swą siłę na to by pogardliwie siec grzbiety soplami lodu, wyciskać łzy ze znużonych oczu jakby pod wpływem zgryzoty i sprawić że wycieńczone ciała dygocą żałośnie. Lecz każdy nastrój wielkiego autokraty ma swoistą wielkość i każdy jest ciężki do zniesienia. Tylko że północno–zachodnia faza tego potężnego widowiska nie demoralizuje do tego stopnia, ponieważ w przerwach między gradowemi i śnieżnemi szkwałami północno–zachodniego sztormu można sięgnąć wzrokiem daleko.
Widzieć! widzieć! Oto namiętne pragnienie zarówno marynarza jak i reszty ślepej ludzkości. Każde ludzkie stworzenie dąży do tego aby widzieć jasno drogę przed sobą w ciągu naszego mglistego i burzliwego istnienia. Słyszałem raz jak opanowany, milczący, przeciętnie wrażliwy człowiek wybuchnął namiętnie po trzech dniach ciężkiej drogi z burzliwym południowo–zachodnim wiatrem: „Boże wielki, gdybyśmy choć cośkolwiek mogli zobaczyć!“