Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyż jeśli statek „przepadły“ nie pojawił się ani razu za pamięci marynarzy z mego pokolenia, imię „zapóźnionego“ okrętu, jakby ważąc się na skraju złowrogiego nagłówka, ukazywało się czasem w rubryce statków „przybyłych“.
Z jakąż wspaniałością musi jaśnieć matowa farba drukarska na kilku literach, tworząc imię okrętu, w niespokojnych oczach tych, którzy przeszukują gazetę z trwogą i drżeniem. Jest to niby wiadomość o skasowaniu wyroku żałoby grożącej wielu domom, nawet jeśli niektórzy ludzie z załogi są najbardziej samotni ze śmiertelników wędrujących po morzach.
Agent, który ubezpieczył statek poraz drugi, optymista wśród ludzi przewidujących zło i katastrofę, uderza się z zadowoleniem po kieszeni. Akcjonarjusz, co usiłował zmniejszyć grożącą mu stratę, żałuje swego przedwczesnego pesymizmu. Okręt okazał się wytrzymalszy, nieba łaskawsze, morze mniej gniewne, a może ludzie na pokładzie dzielniejsi niż akcjonarjusz przypuszczał.
„O statku tym a tym, który szedł do takiego a takiego portu i był uznany za „zapóźniony“, doniesiono wczoraj że przybył bezpiecznie do celu podróży“.
Tak brzmią urzędowe słowa ułaskawienia zwrócone do serc na lądzie, zagrożonych strasznym wyrokiem. Nadbiegają szybko z drugiej strony ziemi po drugach i kablach, bowiem telegraf to wielki uśmierzyciel niepokoju. Potem oczywiście nadejdą szczegółowe wiadomości. I może przyniosą opowieść o wyratowaniu się cudem, o uporczywym pechu, o silnych wiatrach i złej pogodzie, o lodach, o ciszy bez końca lub nieustannych sztormach przeciwnych; opowieść o zwyciężonych trudnościach, o przeszkodach, którym sta-