Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-Ze Wspomnień.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniejszego żalu za to co się stało i głosił swą niezmienną miłość do żony i pasierbów. Wprawdzie — mówił — chcieli go obedrzeć ze skóry u schyłku jego dni, a gdy usiłował bronić się od grabieży, co każdy zrobiłby na jego miejscu, porzucili go i oddali na pastwę samotnej starości — jednakże miłość jego przeżyła te ciężkie ciosy. Może było i trochę prawdy w tych zapewnieniach. Bardzo prędko wystąpił z propozycjami przyjaźni do swego najstarszego pasierba, ojca mej matki; gdy zostały kategorycznie odrzucone, powtarzał je raz po raz z charakterystycznym uporem. Wytrwał całemi latami w usiłowaniach aby doprowadzić do zgody, obiecując memu dziadkowi, że uczyni go swym spadkobiercą, jeśli tylko dziadek nawiąże z nim stosunki i zechce odwiedzić go od czasu do czasu (było to dość bliskie sąsiedztwo jak na tamte okolice, około piętnastu mil), a choćby tylko pokazać się na wielkiem polowaniu w dzień imienin. Mój dziadek był wielkim miłośnikiem wszelkich sportów. W jego charakterze nie było ani krzty zawziętości czy gniewu. Wychowany w liberalnym duchu przez Benedyktynów, którzy prowadzili jedyną wówczas w południowych prowincjach szkołę stojącą na pewnym poziomie, wczytywał się w pisarzy osiemnastego wieku. Chrześcijańskie miłosierdzie łączyło się w nim z filozoficzną wyrozumiałością dla braków ludzkiej natury. Lecz pamięć na młodociane lata pełne nieszczęścia i troski, na młodość obdartą ze wszystkich szlachetnych złudzeń przez cynizm plugawego procesu, nie pozwalała mu przebaczyć. Nie uległ nigdy ponętom wielkich łowów; a tymczasem X. — który wyczekiwał na pojednanie aż do ostatka i trzymał przy łóżku testament gotowy do podpisu — umarł, nie położywszy na nim swego