Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go jak człowieka, gdy tymczasem zwracano się do niego zawsze jak do psa. Raz zapytał prosto z mostu kapitana Provosta, w czym on, Sterne, zawinił; kapitan odrzekł na to ze zjadliwą pogardą, że uważa go za doskonałego oficera, a jeśli mu nie dogadza sposób, w jaki się do niego odnoszą, to ot tam jest schodnia — może wynieść się na brzeg choćby zaraz.
Ale każdy wie jakiego to rodzaju człowiek ten kapitan Provost. Nie warto było chodzić ze skargą do biura. Kapitan Provost zbyt wielkie ma wpływy. Mimo to musieli dać Sterne’owi dobre świadectwo, bo nikt nie mógł mu nic zarzucić. Otóż Sterne posłyszał o wypadku z pierwszym oficerem Sofali (ów oficer musiał tego ranka pójść do szpitala z powodu słonecznego udaru) i przyszło mu na myśl że trzeba się zgłosić; a nuż zostanie przyjęty?
Stawił się przed kapitanem Whalleyem, prostując chudą pierś, świeżo ogolony, czerwonolicy, szczupły; wyrecytował swoją opowieść z męską otwartością i pewnością siebie. Od czasu do czasu powieki mu drgały nieznacznie a ręka podnosiła się ukradkiem do płomiennych wąsów; brwi miał proste, krzaczaste, śmiałość jego spojrzenia zatrącała czelnością.
Kapitan Whalley zaangażował go czasowo, gdy zaś poprzednik Sterne’a został wysłany do kraju przez doktorów, Sterne pozostał na następną podróż, a potem znów na jeszcze jedną. Miał więc już stałą posadę i wypełniał swe obowiązki z miną pełną szczerego przejęcia się i powagi. Kiedy się do niego zwracano, uśmiechał się natychmiast uprzejmie wyrażając całą postawą wielki szacunek; ale w jego oczach mrugających szybko i nieustannie błyskało coś drwiącego, jakby był wtajemniczony w jakiś pyszny kawał wywodzący w pole cały wszechświat — kawał niedostępny dla reszty śmiertelników.
Uśmiechając się z godnością, śledził jak Massy schodzi z mostka stopień za stopniem; gdy pierwszy mechanik stanął