Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan myśli że mam ręce i nogi związane tą umową. Pan myśli że może mię pan dręczyć, ile się panu żywnie podoba. Ale proszę pamiętać, że umowa wygasa dopiero za sześć tygodni. Mam czas odprawić pana zanim te trzy lata się skończą. Jeszcze pan zmaluje coś co pozwoli mi dać panu dymisję, a wtedy poczeka pan cały rok, zanim pan będzie mógł stąd się zabrać, i wyciągnąć swoje pięćset funtów, i zostawić mię bez grosza, bez możności kupienia nowych kotłów dla statku. Uśmiecha się to panu, co? Jestem pewien że pan się rozkoszuje tą myślą. Mam wrażenie żem sprzedał duszę za pięćset funtów i będę w końcu potępiony na wieki wieków...
Umilkł, na pozór spokojny i podjął znów równym głosem:
— ...A kotły zniszczone na amen i inspekcja nastąpi lada dzień, kapitanie Whalley — — Słyszy pan, kapitanie Whalley? Co pan robi ze swymi pieniędzmi? Musi pan gdzieś mieć całe kupy pieniędzy — taki człowiek jak pan musi mieć na pewno mnóstwo pieniędzy. To jasne jak słońce. Ja, uważa pan, głupi nie jestem — panie kapitanie Whalley — mój wspólniku.
Umilkł znów, jakby był skończył na dobre. Przesunął językiem po wargach i rzucił w tył spojrzenie na seranga, który kierował statkiem za pomocą spokojnych szeptów oraz nieznacznych poruszeń ręki. Od wirującej śruby rozchodziły się po wodzie drobne falki o ciemnych, spienionych grzywach i wbiegały na długi, płaski cypel z czarnego mułu. Parowiec Sofala wszedł na rzekę; ślad wzniecony nad mielizną pozostał już o milę za rufą i znikł z oczu, a gładkie, puste morze wzdłuż wybrzeża leżało w roziskrzonym okrutnie blasku słońca. Nisko z obu stron statku gąszcz ciemnych poskręcanych mangrowij okrywał bagniste brzegi.
Nagle Massy zaczął znów mówić poprzednim tonem, niby pozytywka, z której dobywa się melodię za pomocą kręcenia korbą.