Strona:PL Joseph Conrad-U kresu sił.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Choć kupno Sofali było interesem korzystnym, pochłonęło prawie wszystkie pieniądze z wygranej. Massy nie zostawił sobie kapitału, którym by mógł obracać. Nie miało to jednak większego znaczenia, albowiem działo się wówczas dobrze przybrzeżnym parowcom handlowym; nie istniały jeszcze lokalne floty kolonialne, założone później przez kilka angielskich firm armatorskich dla obsługi głównych linii. Później owe floty wybierały oczywiście wszystkie rodzynki z ciasta, niebawem zaś banda obmierzłych statków niemieckich skierowała się na wschód od Kanału Sueskiego i zgarnęła wszystkie okruchy. Myszkowała, obniżając frachty, wzdłuż wybrzeży i między wyspami jak stado rekinów czyhające aby im coś spadło do paszcz.
Wówczas stare dobre czasy minęły bezpowrotnie; już od lat parowiec Sofala ledwie wiązał koniec z końcem. Kapitan Eliott uważał za swój święty obowiązek pomagać angielskiemu statkowi by nie pracował ze stratą; ale było jasne, że jeśli z powodu braku kapitana Sofala zacznie opuszczać podróże, straci bardzo prędko swój handel. A cała trudność leżała w tym, że z Massym nie podobna było wytrzymać.
— Od razu przewróciło mu się we łbie — wyjaśnił Eliott. — Robił się coraz nieznośniejszy. Przez trzy ostatnie lata zmienił jedenastu szyprów; wypróbował ich tu wszystkich co do jednego, poza kapitanami regularnych linii. Przestrzegałem go że sobie piwa nawarzy. A teraz, oczywiście, nikt nie chce nawet spojrzeć na Sofalę. Wezwałem paru szyprów do biura i mówiłem z nimi, ale odpowiedzieli że nie ma celu zaciągać się na statek tylko po to, żeby przez miesiąc prowadzić psie życie i zostać wylanym u końca pierwszej podróży. Massy oświadczył mi naturalnie że wszystko to bzdury, że już od lat intrygowano przeciwko niemu, a teraz spisek wybuchł. Ta wstrętna banda marynarzy