Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostanie tak szybko wykryty. Nie miał najlżejszego pojęcia, że jego żona powzięła myśl, aby umieścić adres chłopca na podszewce palta. Niepodobieństwem jest wszystko przewidzieć. A więc to dlatego Winnie mu oświadczyła, że się nie potrzebuje kłopotać, gdyby zgubił Steviego podczas spaceru! Zapewniła go, że chłopiec się znajdzie. No i znalazł się rzeczywiście!
— Hm, hm — dziwował się pan Verloc. W jakim celu ona to zrobiła? Aby mu oszczędzić kłopotu czuwania nad Steviem? Z pewnością miała dobre zamiary. Tylko powinna była uprzedzić męża o tym środku ostrożności.
Pan Verloc poszedł za ladę. Nie miał zamiaru czynić żonie gorzkich wymówek. Pan Verloc nie czuł rozgoryczenia. Niezwykły rozwój wypadków uczynił z niego fatalistę. Teraz nic już nie można było poradzić. Rzekł:
— Ja nie chciałem chłopca skrzywdzić.
Pani Verloc wstrząsnęła się, usłyszawszy głos męża. Nie odsłoniła twarzy. Zaufany tajny agent nieboszczyka barona Stott-Wartenheima patrzył na nią jakiś czas uporczywie poważnym, tępym wzrokiem. Rozdarty dziennik wieczorny leżał u jej stóp. Chyba niewiele się z niego dowiedziała. Pan Verloc czuł potrzebę rozmowy z żoną.
— To ten przeklęty Heat, co? To on wytrącił cię z równowagi. Co za bydlę, żeby kobiecie tak wszystko wygarnąć. Namyślałem się bez końca jak ci to powiedzieć, ledwie mi głowa nie pękła. Przesiedziałem długie godziny w Cheshire Cheese, nie wiedząc jak się do tego wziąć. Chyba rozumiesz, że za nic nie chciałem, aby chłopcu stała się krzywda.