Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wezmą za punkt wyjścia plugawe tło książki i jej moralny brud.
Ten zarzut jest oczywiście poważny. Nie wszyscy go jednak wysunęli. W gruncie rzeczy wygląda to niezbyt ładnie, że pamiętam tak nieliczne zarzuty wśród tylu ocen inteligentnych i życzliwych; mam jednak nadzieję, iż czytelnicy niniejszej przedmowy nie przypiszą tego zranionej miłości własnej lub wrodzonemu popędowi do niewdzięczności. Pozwolę sobie nadmienić, że człek wyrozumiały mógłby przypisać tę wrażliwość na krytyki ujemne wrodzonemu mi skromnemu usposobieniu. A jednak niekoniecznie skromność każe mi wybrać owe zarzuty dla wyjaśnienia mej sprawy. Nie, właściwie nie jest to skromność i nie twierdzę wcale abym się odznaczał skromnością; lecz ci, którzy śledzili moją twórczość, dadzą mi wiarę iż pewne poczucie przyzwoitości, takt, „savoir faire“ — czy ja wiem co zresztą — powstrzymałyby mię od wysnucia z ludzkich słów pochwalnego hymnu na własny rachunek. Tak! Wspominam owe krytyki ujemne z zupełnie innej przyczyny. Miałem zawsze skłonność do usprawiedliwiania swych czynów. Nie do ich obrony: do usprawiedliwiania. Nie upieram się że mam słuszność, tylko po prostu tłumaczę, iż na dnie moich porywów nie było ani złośliwych intencyj, ani ukrytej pogardy dla wrodzonej ludziom wrażliwości.
Słabość tego rodzaju można by nazwać niewinną, bo jest niebezpieczna z jednego tylko względu: grozi tym że człowiek może się stać nudziarzem. Świat bowiem nie interesuje się na ogół przyczyną jakiegoś jawnego czynu tylko jego skutkami. Wbrew mylnym pozorom ludzie nie wnikają w cudze pobudki. Lubią to co oczywiste. Wzdragają się przed wyjaśnieniami. A jednak wyjaśnień nie zaprzestanę, jasne jest że