Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co na Hermanna; co się zaś tyczy przypuszczalnej kłótni między nami, zobaczyłem odrazu jakie to słowo jest nieodpowiednie. Nie było między nami żadnej kłótni. Siły przyrody nie są kłótliwe. Nie można się kłócić z wiatrem, który spłatał człowiekowi figla i okrył go śmiesznością, zdmuchując mu z głowy kapelusz na ulicy pełnej ludzi. Falk nie kłócił się ze mną. Kamień, spadający mi na głowę, takżeby się ze mną nie kłócił. Falk porwał się na mnie zgodnie z prawem, które nim rządziło — prawem nie ciążenia lecz samoobrony. Ta interpretacja jest oczywiście dość luźna. Ściśle biorąc, Falk istniał i mógł w dalszym ciągu istnieć, nie żeniąc się wcale. Ale powiedział mi, że mu wciąż trudniej żyć w samotności. Tak. Po upływie pół godziny takeśmy się pokumali, że powiedział mi to swym cichym, obojętnym głosem.
Tyle czasu mniej więcej potrzebowałem aby go przekonać, że nie mignęło mi nawet przez myśl aby żenić się z bratanicą Hermanna. Czy można sobie wyobrazić dziwaczniejsze położenie? A trudno mi przyszło Falka przekonać, gdyż był tak zakochany, że nie umiał sobie wcale wyobrazić aby ktokolwiek mógł pozostać obojętnym dla jego ideału. Zdawał się myśleć, iż każdy mężczyzna mający oczy ku patrzeniu musi pożądać tej wspaniałej obfitości ciała. Ta jego niezachwiana wiara przebijała ze sposobu, w jaki mi się przysłuchiwał, siedząc bokiem do stołu i bawiąc się z roztargnieniem kilku kartami, które mu dałem na chybił trafił. A im głębiej w niego wglądałem, tem więcej rzeczy mi się wyjaśniało. Wiatr chwiał płomieniami świec, a twarz Falka spalona przez słońce, zarośnięta aż po oczy, zdawała się kolejno rozpalać szkarłatem i gasnąć. Widziałem niezwykłą szerokość jego wysokich kości policzko-