Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stoczymy bój z bandytami Jest nas więcej. Załatwimy się prędko z tą hałastra.
Instynkt samozachowawczy powitał z radością odezwę wyborców. Wszystko, co Paryż posiadał żwawszego, energiczniejszego garnęło się pod sztandary „gwardyi narodowej“, duchowni, szlachta, mieszczanie, robotnicy, kobiety nawet spieszyli do ratusza, aby się zapisać do szeregów samoobrony.
Szybko załatwiła się straż obywatelska z bandytami. Gdy najzuchwalsi rabusie, przyłapani na gorącym uczynku, zawiśli na latarniach, pochowała się reszta tam, skąd przyszła, w zaułkach przedmieść. Ten i ów rabuś, uciekając, zdążył jeszcze zrobić dobry interes — sprzedał broń nieuzbrojonemu obywatelowi, strzelbę za trzy ławry, szpadę, szablę, pistolet za dwanaście sous’ów.
Paryż był uzbrojony, Paryż polizał krwi ludzkiej, zabijał, wieszał. Rewolucyoniści klasnęli w ręce z radości. Trzeba kuć żelazo, dopóki gorące; trzeba wyzyskać podniecenie narodu. Jutro, pojutrze, ochłonie naród z animuszu wojowniczego i wróci do zwykłego trybu życia. Nie można do tego dopuścić, trzeba się spieszyć.
Więc wyleciała znów z „Palais Royal“ na miasto świadoma swojego kłamstwa plotka, podszyta strachem przed karą króla, przed zamachem czarnych: regiment „Royal Alle-