Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się dokoła niespokojnym wzrokiem osaczonego zwierzęcia, szukającego wyjścia z matni.
Ze wszystkich stron rzucała się od kilku dni na jego słabą duszę sfora rozpętanych namiętności, ambicyi, egoizmu, interesów prywatnych i publicznych, szarpiąc go, kąsając. Królowa błagała: broń korony! dworacy prosili: nie odbieraj szlachcie przywilejów! prałaci modlili się: nie pozbawiaj nasi dóbr kościelnych! mieszczaństwo krzyczało: zrównaj nas z szlachtą! lud żebrał: nakarm nas, ojcze narodu! filozofowie wołali: stwórz idealne państwo rozumu!
Potrzeba było wielkiego wodza i genialnego pracodawcy, aby wyprowadzić naród z tego labiryntu kłócących się z sobą żądań, na równą, prostą drogę spokojnej pracy twórczej, a Ludwik był tylko dobrym człowiekiem.
— Zastanowię się... rozważę... — szepnął.
Tak odpowiadał zawsze w pierwszej chwili, kiedy nie wiedział co postanowić.
Teraz odezwała się królowa:
— Wasza królewska mość będzie się zwyczajem swoim zastanawiała, rozważała, a rozzuchwalony powodzeniem stan trzeci, wzmocniony częścią szlachty i duchowieństwa, zburzy tymczasem tron Burbonów. Niema ani chwili do stracenia. Rada koronna czeka na rozkazy króla. Ten zdrajca Filip stanął na, czele buntowników.