Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chciałam ci pomódz — broniła się hrabina. — Z listów twoich wiem, że nie jesteś przeciwny małżeństwu z panną de Laval, z jej uwag o tobie domyślam się, iż i ona stanie z tobą chętnie na kobiercu ślubnym, przeto, dlaczego zwlekać? Nie zapominaj, że pannę tak dobrze urodzoną, ładną i bogatą, jak panna Zofia, otacza rój posagowców, którzy znają się na sztuce łowienia serc niewieścich.
— Między mną a panną de Laval stoi dotąd cały świat odmiennych pojęć r wyobrażeń, mam jednak nadzieję, że zbliżające się wypadki usuną wkrótce te różnice, a wówczas nie będzie nas już nic dzieliło. Dziś zresztą nie czas na miłosne gruchania. Z tego, co widziałem na prowincyi i co słyszałem wczoraj w Paryżu w Palais Royal, wnioskuję, iż wszyscy ludzie porządku powinni wytężyć całą swą energię w celu owładnięcia burzy, która wisi już nad Francyą. Amor niech schowa na czas pewien swoje strzały do kołczanu.
— Ty będziesz zbawiał ojczyznę, a tymczasem sprzątnie ci pierwszy lepszy posagołowiec pannę z przed nosa. Przyjechał tu za panną de Laval z waszych stron jakiś kawaler de Craon, taki sobie pospolity elegant z prowincyi, petit mâitre w dawnym stylu i brzęczy dokoła niej z natręctwem uprzykrzonej muchy.