Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, filozofia w miłości... przepraszam...
Hrabina roześmiała się szczerym śmiechem rozbawionego dziecka.
— Przywitajcie się nareszcie — mówiła. Robicie wrażenie studencika i pensyonarki, przypominacie mi moją pierwszą wstydliwą miłość z dziesięcioletnim kuzynkiem.
— Ależ, hrabino — odezwała się panna de Laval, przybladłszy.
A podając rękę wice-hrabiemu. rzekła:
— Wspaniały obraz dzisiejszej uroczystości zatarł w pamięci mojej wszystkie żale i urazy, jakie mogłam mieć do pana, panie Gastonie. W chwili kiedy się naród łączy do wspólnej pracy dla dobra ojczyzny, powinniśmy sobie wszyscy podać ręce do zgody, zawrzeć wszyscy trwały pokój.
— Z wielką radością zawarłbym z panią, panno Zofio, pokój na całe życie — odparł Gaston — wątpię jednak, czy to w tej chwili już możliwe, wolę się tymczasem zadowolić przezornie zawieszeniem broni.
A kiedy panna de Laval spojrzała na niego zdziwiona, dodał:
— Chwila uroczysta nastraja człowieka pokojowo, przepełnia jego serce dobremi uczuciami, gdy jednak czar tej chwili pryśnie, a pryśnie zaraz w pierwszych dniach obrad sejmowych, podniesie waśń głowę smoczą, rozewrze paszczę ognistą.