Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wieczne długi uprzykrzają mu życie. Trzeba napełnić kieszeń mamoną, żeby nam nie odstraszał ludzi kassandrowemi przestrogami.
Worek dziurawy — odezwał się Savetelle de Lange. — Skarbca królewskiego potrzeba, by jemu kieszeń zapchać. Niech sobie gada, bo jest od gadania, tylko jako mówca będzie nam pożyteczny, a my róbmy swoje, nie zważając na jego krakanie. Ty, Duport, przygotuj plan organizacyi rewolucyjnej, Lameth niech się zajmie wymustrowaniem szczekaczów ulicznych i kawiarnianych, ja zaś postaram się u księcia Orleańskiego o pieniądze, bez których nic zrobić nie możemy. Na szczekaczów ulicznych trzeba wybierać dużych drabów, z płucami byka, żeby mogli dobrze ryczeć.
Mirabeau szedł ulicami Paryża ociężałym, kołyszącym się krokiem, spracowanego wołu.
Nie miał dziś humoru. Wierzyciele grozili mu pozwami, procesem, więzieniem.
— Ciągle ta podła golizna „sacré“ — zaklął.
Należał on, mimo historycznego nazwiska i tytułu, do bezdomnego proletaryatu, który nie miał nic do stracenia, a wszystko do wygrania. Nieżyczliwy los uwziął się na niego, wiatr wiał mu w oczy od urodzenia.
Mirabeau’owie, pochodzący z rodziny włoskiej, słynęli z urody. On tylko jeden przyszedł na świat tak potwornie brzydki, iż jego ojciec