Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zakulisowe gabinetów królewskich i ministeryalnych widzą wszędzie białe, zręczne ręce niewieście. Nie nasi królowie i ministrowie kierowali od lat stu nawą państwa, jeno ich metresy i przyjaciółki, panie: de Prie, de Mailly, de Chateauroux, de Pompadour, du Barry. A i Ludwik XVI, czystych obyczajów władca, bezwrażliwy na wdzięki kobiece, ulega wpływowi królowej Maryi Antoinetty, która nie robi nic bez porozumienia się z panią de Polignac. Proszę spojrzeć na twarze dam. O, już płoną.
Panie słuchały w istocie uważniej od panów przemówienia marszałka. Kiedy skończył zaczęły między sobą szeptać, nachylać się ku sobie, rozmawiać żywo. Oczy ich paliły się, policzki rumieniły.
Z krzesła podniósł się jakiś starszy pan.
— Czy panie pozwolą zabrać głos? — zapytał, zwracając się z dworskim ukłonem w stronę dam.
— Prosimy — odpowiedziały mu lekkie pochylenia głów upudrowanych, lornet i wachlarzów.
Starszy pan otwiera usta, jak ryba, wydobyta z wody, otwiera pyszczek. Chciał mówić; głos uwiązł mu w gardle. Tyle ciekawych oczu śledziło każdy jego ruch, tyle ciekawych uszu czekało na jego słowa. Co mu się stało? Był doskonałym causeur’em salonowym, mówił łatwo, płynnie, gdy mówił z je-