Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Machnął ręką i pociągnął spory haust wina.
— I drugi raz nad Gangesem... W cichą, podrównikową noc, kiedy księżyc świeci i gwiazdy i lotosy pachną... Ale nie! nie! Tam wspomnienie moje było ze mną, o było! było!...
Nalał kieliszek i wychylił go jednym tchem.
Następnie obejrzał się i zawołał krótko na przechodzącą kelnerkę:
— Absynt!
Władysław dotknął jego ramienia:
— Kamilu, nie pij...
Kamil zaśmiał się nerwowym, bezdźwięcznym śmiechem:
— Myślisz może, że się zapijam? Nerwy grają we mnie i drżą, muszę je uspokoić. Przeklęte nerwy! Zresztą jednę szklankę tylko.
— Wiesz, że ci to szkodzi, — odezwał się Zygmunt.
— Wszystko jedno!
Mówiąc to, wyglądał, jak obłąkany lub chory. Nerwowe drżenia przebiegały mu raz wraz po lewym policzku, z oczu wyzierała gorączka straszna, żrąca i ręka mu się trzęsła, gdy nalewał wody do szklanki, w której na dnie zieleniło się parę kropel trucizny, zwanej absyntem.
Podniósł szklankę niepewną dłonią i wpa-